sapiens sapiens
238
BLOG

Elewarr - po roku. Nic się nie stało

sapiens sapiens Polityka Obserwuj notkę 0

Ciekawych rzeczy dowiedzieliśmy się z wypowiedzi WCz. Marka Sawickiego.

Przed rokiem „Puls Biznesu”, ujawnił "nagranie, w którym szef kółek rolniczych Władysław Serafin rozmawia z byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem na temat możliwych nieprawidłowości w spółkach związanych z resortem rolnictwa, w tym właśnie w spółce Elewarr. W wyniku tej afery stanowisko stracił minister rolnictwa Marek Sawicki, posadę stracił także dyrektor generalny Elewarru - Andrzej Śmietanko". (link)

Zbulwersowana prasa podawała, że "wynagrodzenia zarządu i rady nadzorczej niezgodne z tzw. ustawą kominową to w sumie ponad 1,4 mln zł." (link)

I oto dowiadujemy się, że "po roku czasu, postępowań, CBA, ABW, prokuratury, okazało sie, że z tych słynnych wielkich taśm zostało dwóch wicedyrektorów, którzy źle rozliczyli delegacje".

Tak się cieszę, że w końcu "Polacy, nic się nie stało". Naprawdę. Dlatego, że bardzo miło jest, kiedy wieści ze świata potwierdzają nasze poglądy. Bo od zawsze uważałem, że nasze organy ściganai i cały system sprawiedliwości są upolitycznione i w najmniejszym stopniu nie są "sprawiedliwe". PSL jest potrzebny do rządzenia, więc niczego nie stwierdzono. No to wszystko w porządku, jest jak było, jedziemy dalej.

Warto posłuchać, co na temat obecnego systemu gospodarczo-społecznego w Polsce ma do powiedzenia pan poseł:

"W Konstytucji mamy zapisaną "społeczną gospodarkę rynkową" oraz "I że ta społeczna gospodarka rynkowa także musi uwzględniać potrzeby społeczne i również ingerencję państwa w dzieleniu się dochodami na rzecz najsłabszych".

Pan Sawicki najwyraźniej nie rozumie o czym mówi.

"Pojęcie społecznej gospodarki rynkowej wywodzi się od przedstawicieli ordoliberalizmu, Waltera Euckena oraz A. Mullera-Armacka, który po raz pierwszy użył terminu Soziale Marktwirtschaft. Według ordoliberałów miał to być system ekonomiczny oparty na wolnym rynku i własności prywatnej. Rynek, rozumiany jako dobro wspólne całego społeczeństwa, nie powinien być zawłaszczony ani przez państwo ani przez żadne grupy interesów. Pomysłodawcy idei społecznej gospodarki rynkowej byli przeciwnikami ręcznego sterowania przez państwo gospodarką, jednak rolę państwa określali jako większą niż bycie "nocnym stróżem".

oraz

"Koncepcja społecznej gospodarki rynkowej została wprowadzona w życie przez Ludwiga Erharda, niemieckiego ministra gospodarki w rządzie K. Adenauera. Celem społecznej gospodarki rynkowej nie jest znalezienie złotego środka pomiędzy kapitalizmem a socjalizmem, ale takie gospodarowanie w ramach wolnorynkowego systemu gospodarczego, aby utrzymać wysoki wzrost gospodarczy, niski wskaźnik inflacji oraz niski poziom bezrobocia".

(Wikipedia - społeczna gospodarka rynkowa)

Ciekawe są też odpowiedzi p. Sawickiego w reakcji na zarzut, że afery biorą się z tego, że "urzędnik czy polityk może ingerować w gospodarkę":

- Nawet Nowa Zelandia, która była podawana za przykład takiej pełnej wolnorynkowości, ma pewne ograniczenia,

- Wiele przykładów funkcjonowania wolnego rynku pokazuje, że ten wolny rynek częściej bywa dziki niż wolny..

Pan poseł tak bardzo nienawidzi tego wstrętnego wolnego rynku, że nie zwraca uwagi na to, że nawet według ideologów "społecznej gospodarki rynkowej" musi on być jej integralnym składnikiem.

Chociaż po zastanowieniu stwierdzam, że chyba jednak nie powinno się tak pochopnie posądzać polityków obecnie będących u żłoba o jakieś "niezwracanie uwagi", przeoczenie, brak wiedzy. Oni (ogólnie cała klasa rządzących w Polsce polityków) rozumieją świat. Oni plotą bzdury o "pomaganiu biednym", tylko po to, aby wtrącać się do gospodarki. Tworzą przepisy, które przeszkadzają normalnym ludziom, ale nie im. Tworzą spółki państwowe, których jedynym celem istnienia jest wypłacanie im po kilkaset tys. zł rocznie. Rozdzielają dotacje finansowane pieniedzmi podatników, a wiadomo, że jak ktoś dzieli, to coś z tego musi mieć. I tak dalej.

Panie pośle, kiedy tym biednym ludziom, którym tak pan pragnie pomagać, jest lepiej? Gdy gospodarka jest w stagnacji i bezrobocie wynosi kilkanaście procent czy może wtedy, kiedy tempo rozwoju wynosi 10% i bez pracy jest 3% ludzi?

Lekceważona przez p. posła Nowa Zelandia w połowie lat 80. ub. w. była w podobnie trudnej sytuacji jak teraz Polska. Wtedy UWAGA: wprowadzono reformy wolnorynkowe. Obecnie ten kraj jest w czołówce wszelkich rankingów wolności gospodarczej, chociaż - tu zgoda - zalegają tam tam jeszcze pozostałości z lat socjalizmu. Ale za to nie mają tam nawet państwowej telewizji.

 

Oto, co nowozelandzkim politykom udało się zrobić, dzięki czemu tamtejszym biednym ludziom jest lepiej niż biednym ludziom w Polsce:

"Dwadzieścia dwa lata temu[w r. 1984] w Nowej Zelandii rozpoczęła się rewolucja – nowo wybrany prorynkowy rząd z Rogerem Douglasem jako Ministrem Finansów zaczął wprowadzać głębokie reformy gospodarcze, co całkowicie odmieniło oblicze tego kraju na antypodach. Średnioroczny wzrost gospodarczy na poziomie 0,9%, dwucyfrowa inflacja, gwałtownie wzrastające bezrobocie, 9-procentowy deficyt budżetowy, 6-krotny wzrost długu publicznego i 3-krotny wzrost kosztów jego obsługi do wysokości 19,5% wszystkich rządowych wydatków w ciągu 10 lat, przeregulowana gospodarka interwencjonizmem państwowym: rządowa kontrola cen, płac, czynszów, oprocentowania, wszechobecne niewydajne i nieefektywne monopole państwowe, wysokie podatki, rozbudowany system opieki socjalnej, wysokie taryfy celne utrudniające wymianę międzynarodową i wreszcie wzrastająca emigracja – to opłakany obraz Nowej Zelandii w 1984 roku".

"Obniżono podatki, zderegulowano i zliberalizowano gospodarkę, rozpoczęto prywatyzację. Po uwolnieniu rynku pracy bezrobocie spadło w Nowej Zelandii z 11% w 1991 roku do 3,6% w 2005 roku. Od 1988 do 2003 roku wydatki rządowe zmniejszono z 52% do 36% PKB. Wysoki deficyt zamienił się na nadwyżkę budżetową, która teraz wynosi 6% PKB i ma być jeszcze wyższa. Dług publiczny zmniejszył się z ponad 50% do 21% PKB w 2005 roku i jest jednym z najniższych wśród krajów OECD. Po zlikwidowaniu dotacji do rolnictwa i barier importowych ta gałąź gospodarki zwielokrotniła eksport swoich produktów."

"Nowozelandzcy politycy, w przeciwieństwie do unijnych, dawno temu zrozumieli, że nie da się tworzyć bogactwa poprzez dotacje i subwencje państwowe. Nowa Zelandia zastosowała całkowicie przeciwną polityką rolną do tej, którą aktualnie prowadzi Unia Europejska. Z jednej strony rolnicy nie otrzymują od państwa wsparcia w postaci subsydiów dla rolnictwa czy tanich, niskooprocentowanych pożyczek, zlikwidowano ceny minimalne na produkty rolne, a z drugiej strony przed zagraniczną konkurencją nie chronią ich taryfy importowe (obecnie na ponad 90% wszystkich importowanych towarów do Nowej Zelandii nie ma żadnych restrykcji administracyjnych). Zlikwidowano także dotacje do eksportu. Farmerzy muszą liczyć tylko na siebie. Po wprowadzeniu tych zmian rolnicy nie zbankrutowali, rynek rolny się nie zawalił, a konsumenci płacą niższe ceny za żywność niż mieszkańcy Europy Zachodniej, gdzie produkcja rolna jest z jednej strony silnie dotowana, a z drugiej – chroniona barierami celnymi. Co więcej, eksport produktów rolnych z Nowej Zelandii rozwinął się nadspodziewanie. W 1984 roku wynosił on niecałe 5,5 mld NZD, a w 2004 roku już 15,3 mld NZD."

Żródło: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-polityczne-o-nowej-zelandii/skuteczna-rogernomika/

 

 

 

 

 

 

 

 

sapiens
O mnie sapiens

Człowiek cywilizowany, o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pisuję tylko o sprawach ważnych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka