sapiens sapiens
1288
BLOG

Sprzedali swoje dusze i teraz mają problem

sapiens sapiens Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 62

Globalne ocieplenie gdzieś się zgubiło kilkanaście lat temu. W wyniku tej żenującej pauzy coraz śmielej ujawniają się opinie, że zaangażowani w sprawę "zmian klimatu" naukowcy sprzedali swoje dusze w zamian za gotówkę i sławę.

P. Garth Paltridge, emerytowany profesor z Uniwersytetu Tasmańskiego, członek Australijskiej Akademii Nauk, autor książki "Klimatyczny przekręt: Fakty i mity globalnego ocieplenia"  ("The Climate Caper: Facts and Fallacies of Global Warming") i były szef naukowców Wydziału Badań Atmosfery CSIRO (finansowanej z australijskiego budżetu organizacji badań naukowych i przemysłowych) ostrzegł, że w wyniku afery z "globalnym ociepleniem" naukowcy utracili ciężko wypracowaną reputację i szacunek w społeczeństwie.

P. Paltridge napisał o tym, a tekst tak bardzo mi się spodobał, że pozwoliłem sobie na przetłumaczenie wybranych kluczowych akapitów.

Warto zwrócić uwagę, że treść artykułu (zwłaszcza fragment: "pod koniec lat 1970 lub w pobliżu, gdy ruch ochrony środowiska po raz pierwszy uświadomił sobie, że że robienie czegoś w sprawie globalnego ocieplenia będzie współgrało z ich dość wieloma propozycjami socjalnymi") potwierdza to, o czym wspominałem w kilku moich poprzednich notkach: że cała sprawa z globalnym ociepleniem, rozdmuchana w latach 80-tych, nie ma absolutnie na celu ochrony planety przed rzekomym, nieudowodnionym, niby mającym nastąpić katastrofalnym przegrzaniem klimatu Ziemi, ale jest tylko narzędziem w walce z kapitalizmem, wolnym rynkiem, rozwojem gospodarki, wolnością osobistą, by doprowadzić do niekorzystnych zmian cywilizacyjnych.

Poniższy tekst to tłumaczenie fragmentów artykułu:

https://quadrant.org.au/magazine/2014/01-02/fundamental-uncertainties-climate-change/


Praktycznie wszyscy naukowcy bezpośrednio zaangażowani w przewidywania klimatu są świadomi ogromnych problemów i niepewności nadal związanych z efektami ich pracy. Jak to jest, że ci z nich, którzy brali udział w opracowaniu najnowszego raportu IPCC, mogą z ręką na sercu twierdzić, że z prawdopodobieństwem 95% emitowany przez ludzkość CO2 spowodował większość ocieplenia klimatu, które miało miejsce w ostatnich dekadach? (...)

Pomimo tego, co mówią modele - a być może właśnie dlatego, że to są modele tak mówiące - żaden naukowiec będący blisko problemu i będący przy zdrowych zmysłach, kiedy zada się mu konkretne pytanie, nie odpowiedziałby, że jest w 95% pewny, że efekt chmur wzmacnia, a nie zmniejsza efekt cieplarniany z powodu CO2. Jeśli nie jest on pewiny, że chmury wzmacniają globalne ocieplenie, nie może też być pewien, że większość globalnego ocieplenia jest skutkiem zwiększenia emisji CO2.

( Efekt chmur: odległości pomiędzy punktami obliczeniowymi w globalnych modelach klimatycznych są znacznie większe niż wielkość typowego obłoku. Jest to ograniczenie nie do przeskoczenia przy współczesnej technologii komputerowej )

W świetle tego wszystkiego, musimy przynajmniej rozważyć możliwość, że środowisko naukowe związane z kwestią globalnego ocieplenia zostało wciągnięte w pułapkę poważnego przeszacowania problemu z klimatem (...) w celu promowania sprawy. Jest to szczególnie paskudna pułapka w kontekście nauki, ponieważ grozi to zniszczeniem, być może na wieki, unikalnej i z trudem wypracowanej reputacji uczciwości, która jest podstawą szacunku społeczeństwa dla przedsięwzięć naukowych (...)

Pułapka została zastawiona pod koniec lat 1970 lub w pobliżu, gdy ruch ochrony środowiska po raz pierwszy uświadomił sobie, że że robienie czegoś w sprawie globalnego ocieplenia będzie współgrało z ich dość wieloma propozycjami socjalnymi. Właśnie w tym samym okresie powszechnie akceptowanym poglądem na korytarzach władzy stało się przekonanie, że od naukowców finansowanych przez rząd (czyli większości naukowców) powinno się wymagać uzyskiwania znacznej części ich funduszy i wynagrodzeń z zewnętrznych źródeł - zewnętrznych wobec ich własnej organizacji.
Naukowcy w środowiskowych laboratoriach badawczych, ponieważ nie są oni zwykle związani z konkretnym sektorem prywatnym, zostali zmuszeni do poszukiwania funduszy z innych departamentów rządowych. To z kolei zmusiło ich do zaakceptowania potrzeby poszukiwania rozgłosu (zdobywania publicznego poparcia) i do manipulowania opinią publiczną. Dla tego rodzaju działalności, utrzymywanie pewnego dystansiu wobec ruchu ekologicznego było jakby pobłogosławione w niebie. Między innymi dzięki temu naukowcy mogli zdystansować się od odpowiedzialności za wszelkie dokonywane publiczne zawyżenia znaczenia ich konkretnego problemu badawczego.

Pułapka w badaniach nad klimatem częściowo ujawniła się, gdy pewna liczba naukowców zaczęła osiągać korzyści w biznesie propagandowym. Korzyści te wyniknęły ze znacznego wzrostu finansowania i możliwości zatrudnienia. Wzrost ten oparty był nie tyle na przesłankach naukowych, ale na rozwoju "towarzyszących" instytutów i organizacji dedykowanych, przynajmniej częściowo, sprzedaży orędzia o zagładzie klimatycznej. Pojawił się nowy styl życia i satysfakcja z badań, na podstawie których udzielano porad wszystkim szczeblom i rodzajom rządów, rozgłaszano niepodważalną opinię dla ogółu społeczeństwa, a uzasadnianie uczestnictwa w konferencjach międzynarodowych stało się proste - wcześniej było to luksusem w normalnej pracy naukowca.
Pułapka została całkowicie ujawniona, gdy wiele z głównych światowych akademii nauk (takich jak np. Australijska Akademia Nauk) same się przekonały do wydawania raportów zawierających wsparcie dla wniosków IPCC. Te raporty były określane jako krajowe recencje rzekomo niezależne od IPCC i także niezależne wzajemnie od siebie, ale z konieczności opracowywano je z pomocą, a w niektórych przypadkach na zlecenie, wielu z naukowców zaangażowanych w międzynarodowe machinacje IPCC. W efekcie akademie nauk, które są najbardziej prestiżowymi instytucjami naukowymi, oficjalnie przybiły swoje proporce do masztu politycznej poprawności.
Od tego czasu, 3-4 lat temu, nie ma dla środowiska naukowego wygodnego sposobu podniesienia kwestii poważnej niepewności prognozowanej katastrofy klimatycznej. Środowisko nie jest już w stanie uniknąć poważnej odpowiedzialności, gdyby miało się okazać w końcu, że robienie czegoś w imię łagodzenia skutków globalnego ocieplenia jest najkosztowniejszym błędem naukowym, jaki  kiedykolwiek stał się udziałem ludzkości. Bieżący strumień globalnych funduszy mających związek ze "zmianą klimatu" jest rzędu miliarda dolarów dziennie. (...)

Co się stało ze sceptycyzmem, który jest podobno siłą napędową badań naukowych? Odpowiedzi prawdopodobnie należy szukać w niepewności związanej z cała kwestią. Szanse na udowodnienie, że zmiany klimatu w ciągu następnego stulecia będą wystarczająco duże aby były katastrofalne, są praktycznie zerowe. Z tego samego powodu, szanse dla sceptyka klimatycznego, albo kogokolwiek innego, na przeprowadzenie dowodu wykazujacego, że teoria o katastrofie klimatycznej jest wyolbrzymiona, są bliskie zeru.


Na podobny temat pisałem w notce pt. "Korupcja ze szlachetnych pobudek" - na temat złej praktyki kształtowania polityki publicznej w oparciu o dowody naukowe. Jest to fragment opisu opracowania dr Jamie Whyte pt. "Quack Policy – Abusing Science in the Cause of Paternalism", wydanego przez brytyjski wolnorynkowy think-tank Instytut Spraw Gospodarczych:

"Naukowcy mogą zawyżać poziom zaufania do wyników ich badań, jeśli zwiększa to szanse na podjęcie działań, które są przez nich popierane. Problem ten jest szczególnie dotkliwy w dziedzinach, które są od dawna polem bitwy politycznej, takich jak klimat, ochrona zdrowia i edukacja. Wielu naukowców angażuje się w takie dziedziny, ponieważ byli już wcześniej zaangażowani w konkretny program polityczny. Naukowcy stanowią również zainteresowaną stronę w sprawach politycznych. Mogą oni zyskać, kiedy polityka przybiera pewien określony kierunek kosztem innego, i dlatego są skłonni osobiście wspierać dochodowy kierunek polityki. Polityka może stworzyć popyt na ich umiejętności, a tym samym doprowadzić do odnoszenia przez nich korzyści."

 

I jeszcze komentarz na temat tej "pułapki" zastawionej na naukowców ok. r. 1980.

To właśnie wtedy, kiedy za radą p. Rudiego Dutschke środowiska lewicowe rozpoczęły "długi marsz przez instytucje", sekretarzem generalnym ONZ był p. Kurt Waldheim. Kilka lat później ujawniono jego "podejrzaną" nazistowską przeszłość i przestano go zapraszać "na salony". Jest więc oczywiste, że wcześniej jako osoba z nie do końca ujawnionym życiorysem był on wyjątkowo podatny na szantaże. Za jego "sekretarzowania" ONZ dziarsko rozpoczęła realizację lewicowej agendy. Agencja UNEP, powołana w pierwszym roku jego urzędowania w celu ochrony środowiska w świecie, [poprawione] ewoluowała i później wykiełkowała z niej skrajnie upolityczniona organizacja IPCC ostrzegająca przed rzekomym wpływem człowieka na zmiany klimatu. Jedna z najbardziej zadziwiających koncepcji opracowanych w IPCC doprowadziła do przekształcania elektrowni węglowych w elektrownie zasilane drewnem. Oni mają gdzieś środowisko, gdy walczą z górnictwem.

 

 

 

 

 

sapiens
O mnie sapiens

Człowiek cywilizowany, o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pisuję tylko o sprawach ważnych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie